sobota, 1 lutego 2014

10.

Devonne's POV 
  Przez całe moje ciało przeszedł zimny dreszcz, a na moją twarz wyskoczył szeroki uśmiech. Nie wiem czemu ucieszyła mnie ta wiadomość, ale czułam, że ten wieczór będzie tym momentem, by pokazać im, że ja także coś potrafię. Poza tym wyjdę z tego domu, a ta informacja najbardziej mnie cieszyła.
- Tylko ubierz coś ciemnego, nie chcemy się wyróżniać - puścił do mnie oczko. Kiwnęłam głową i zapominając o tym co przed chwilą się stało wyszłam z jego pokoju. 
   Chyba nie do końca dochodził do mnie fakt, że jedziemy tam po to, by kogoś zabić. Jednak to mnie najmniej interesowało. Miałam ochotę pokazać chłopakom, że ja, jako dziewczyna również potrafię trzymać w ręku broń i potrafię z niej skorzystać. Chciałam im dzisiaj pomóc i pokazać, że warto było mnie wziąć.
   Na ogół wydaję się dziewczyną, która nie potrafi nic zrobić, jedynie swoim wyglądem przypomina bardziej wredniejszą osobę. Prawda jest zupełnie inna. Potrafię przywalić i nie boję się tego, nie boję się również śmierci ani swojej ani kogoś z otoczenia. Potrafię zabić.
     Czy to źle?

Justin's POV
   Na myśl przyszedł mi chory pomysł, ale nic nie powstrzyma mnie przed zrealizowaniem go. Byłem napalony na mój plan, ale nie mogłem się teraz nikomu wygadać. Musiałem pozostać sam ze swoją genialną myślą, dopóki nie zobaczę Dev w akcji. Jeśli zobaczę to, co chciałem to nic nie stoi mi na przeszkodzie, żeby powiedzieć o pomyśle chłopakom.
     Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem w stronę łazienki, gdzie pośpiesznie się umyłem. Następnie nałożyłem nowe bokserki, czarne jeansy, tego samego koloru T-shirt oraz zwykłą, czarną bluzę, którą zazwyczaj biorę na tego typu akcje. Na nogi nałożyłem czarne supry i podszedłem do lusterka, który przyczepiony był do mojej szafy z ubraniami. Poprawiłem swoje włosy, które delikatnie opadały na moje czoło. Westchnąłem i zacząłem szukać czarnego fullcapa, który schowałby moje włosy...
- Jest - szepnąłem, uśmiechnięty widząc to, czego szukałem. Nałożyłem ją, starannie chowając pod nią włosy i zadowolony wyszedłem z pokoju. Wszyscy już na mnie czekali omawiając jak to wszystko rozegrają.
- Szefie, jak robimy? - spytał Scott, a wszyscy skierowali swój wzrok na mnie. Uwielbiałem, kiedy odzywali się do mnie szef.
- Akcja rozgrywa się w centrum, chłopcy, więc musimy działać ostrożnie. Nie bierzcie tego jako czegoś, co jest łatwe. Wbrew pozorom, każda akcja jest dla nas trudna, a kiedy myślimy o tym w ten sposób, nasze działania są o wiele lepsze i bardziej dopracowane.
- Co zrobimy, kiedy już ich zabijemy? - zapytał Logan.
- Pójdziemy do domu i opijemy to - wzruszyłem ramionami.
- Ale...
- Logan, kochanie - mruknąłem i podszedłem do niego.- Wiele razy tak robiliśmy i za każdym pieprzonym razem nikt nas nie złapał. Zluzuj swoje majteczki i przestań pieprzyć.
   Niepewnie kiwnął głową i odwrócił swój wzrok ode mnie. Uśmiechnąłem się łobuzersko i usiadłem na swoim fotelu.
- Zrobimy tak. Załóżmy, że będzie tam pięciu ochroniarzy. Chłopcy, Wy zajmiecie się nimi. I nie cackajcie się z tymi gównami, strzelacie i po sprawie. Ja i Dave zajmiemy się naszą główną zdobyczą... A Devonne mam pomoże.
- Ja? - spojrzała na mnie z zaskoczeniem. Zresztą każdy tak na mnie spojrzał. Wywróciłem oczami i kiwnąłem głową.
- Ty masz na imię Devonne, więc o co chodzi?
- O nic.
- To dobrze - uśmiechnąłem się szeroko i wstałem z fotela.- Idziemy po broń i czas zacząć akcję.
- W końcu - zaśmiał się Dave i przybił ze mną żółwika. Do piwnicy, gdzie trzymaliśmy różnego rodzaju bronie szliśmy w ciszy. Kiedy się tam znaleźliśmy, każdy wziął to co mu odpowiada najbardziej.
- Pamiętajcie, żebyście naładowywali broń w rękawiczkach - odparłem i szybko naładowałem swój pistolet, a potem drugi - dla Devonne.
- Już się robi, szefie - odparł Luke i zaczęli się przygotowywać. Podszedłem do Dev, która stała przy drzwiach. Wyglądała na niepewną. Ubrana była w czarne legginsy i czarną bluzę bez żadnego nadruku. Ktoś z chłopaków musiał jej pożyczyć, bo wyglądała na męską. Włosy związała w kucyk, a kilka kosmyków włosów opadały bezwładnie tuż przy uszach.
- Strzelałaś kiedyś? - spytałem. Szybko pokręciła głową. Zaśmiałem się cicho i podałem jej jedną, naładowaną broń.- Zawsze musi być ten pierwszy raz.
- Ale ja...
- To proste, shawty - puściłem do niej oczko. - Twój pistolet jest naładowany, więc jedyne co musisz robić to pociągać za ten spust - powiedziawszy to, pokazałem jej dokładnie, w którym miejscu znajduje się ów spust.
- Tylko tyle?
- Tak - uśmiechnąłem się szeroko i schowałem swoją broń w kieszeni. - Gotowi?
- Już prawie! - krzyknął Logan i dokończył swoją robotę. - Już, szefie.
- W takim razie, zabawę czas zacząć.
   Wszyscy krzyknęliśmy nasz okrzyk i ruszyliśmy w stronę garażu. Było nas coraz więcej, więc musieliśmy jechać dwoma autami. Ja wziąłem czarnego range rovera, do którego wsiadła Dev razem z Davem i Lukiem. A do czarnego porsche wsiadł Logan, Max i Scott. Jechałem jako pierwszy. Włączyłem sobie GPS'a, gdyż nie wiedziałem zbytnio, gdzie dokładnie znajduje się ten facet.
    Z obliczeń GPS'a miałem równo 20 minut jazdy.

Devonne's POV
   Prawdę powiedziawszy nie wiedziałam jak mam się czuć. Nigdy nie trzymałam w ręku broni i nie jechałam gdzieś, żeby być jedną z zabójców. Nawet w momencie, gdy dowiedziałam się co robi mój ojciec nie pomyślałam, że mogłabym iść podobną ścieżką do jego. Nie mówię oczywiście, że ta cała sytuacja mnie przeraża, bo tak naprawdę czułam się obojętnie. Co prawda jakiś stres mną zawładnął i delikatny strach, ale byłam świadoma, że nie będzie mi szkoda tego człowieka. Chciałam zobaczyć co chłopaki tak naprawdę robią, z jakich powodów i jak bardzo sprawia im to radość. Byłam na ogół bardzo ciekawskim człowiekiem, więc nie wińcie mnie o to.
- Wiesz, Devonne - zaczął Justin, lecz przerwał bo krzyki z tyłu nie pozwalały mu na powiedzenie tego co chciał.- Chłopcy, możecie być o pół tonu ciszej?
- Wybacz, Kills - zaśmiał się Luke i usiedli z powrotem na swoich miejscach, dalej konwersując ze sobą. Mieli nas kompletnie gdzieś, ale mi to odpowiadało.
- Jesteś pierwszą osobą, którą zabieram na taką akcję, dlatego oczekuję, że będziesz posłuszna i nie spieprzysz mi czegoś, bo inaczej cię zabiję - ostatni słowa niemalże wysyczał. Spojrzał na mnie oczekując mojej reakcji. Kiwnęłam szybko głową i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Zapomnisz, że jestem z wami - zapewniłam go. Prychnął śmiechem i pokręcił głową. Powrócił na obserwowaniu drogi, ponieważ po chwili skręcił w prawo, a następnie w lewo i zatrzymał się w jakimś zaułku. Wysiadł z samochodu, co było znakiem dla nas, że jesteśmy na miejscu. Razem z chłopcami wyszłam z auta i czekaliśmy na drugi samochód, którym mieli pozostali przyjechać. Nie minęła nawet minuta, a pojawili się, parkując obok nas.
- Scott, Max, Luke i Logan. Wy zostajecie tutaj... - zaczął mówić Justin do chłopaków, ale kompletnie go nie słuchałam. Wpatrywałam się w budynek. Poszłam w stronę głównych drzwi, schowałam się za ścianą i wyjrzałam delikatnie. Zobaczyłam jednego ochroniarza, który bawił się komórką.
- Tom, za dwie minuty kończy ci się zmiana - powiedział drugi ochroniarz, który podszedł do niego. Zaczęli o czymś rozmawiać, a ja przez ten czas wróciłam do chłopaków.
- ... Tylko nie wiem jak jest z tymi ochroniarzami - mruknął Justin i podrapał się po karku.
- Jeden stoi przy wejściu i rozmawia z drugim ochroniarzem. Za pięć minut będzie miał zmianę - odparłam z nadzieją, że to coś da. Każdy spojrzał na mnie, na co wzruszyłam ramionami. Justin spojrzał na mnie uśmiechając się delikatnie i pokiwał głową.
- Myślę, że ich może być więcej niż pięciu - dodał Luke, na co większość pokiwała głową zgadzając się z nim. Przez ten czas kiedy oni się naradzali spojrzałam na ogromny kubeł ze śmieciami. Nad nim wybudowane było średnich rozmiarów okno, które było delikatnie uchylone. Budynek nie należał do największych i miał prawdopodobnie tylko jedno piętro, więc gdybyśmy przeszli przez to okno znaleźlibyśmy się od razu na piętrze tego faceta.
- Max z Lukiem pójdą do tego ochroniarza i dźgniecie go nożem, raz a dobrze. Następnie Logan ze Scottem pójdą do środka i ogarną teren. My będziemy za Wami...
- Tam jest okno - przerwałam Justinowi i pokazałam palcem. - Wystarczy, że ty, Dave i ja tamtędy wejdziemy, a chłopcy zajmą się ochroniarzami.
- To jest lepszy pomysł - odparł Dave i się cicho zaśmiał.
- Nieważne. Nie mamy czasu, działamy chłopaki - mruknął Justin.- wiecie co macie robić?
- Jak zawsze - odparli równo. Justin kiwnął głową i podszedł do śmietnika. Wspiął się i podskoczył na wysokość okna, gdzie złapał się rękoma i podciągnął. Uchylił je jeszcze bardziej i sprawnie wskoczył do środka. Chłopcy poszli w stronę głównych drzwi, a ja zostałam razem z Davem na dole czekając na znak od Justina. Po chwili chłopak wychylił się i dał znak, że możemy wchodzić.
- Idź pierwsza - uśmiechnął się Dave i kiwnął głową.- Pomóc ci?
- Dam sobie radę - mruknęłam i wdrapałam się na śmietnik a następnie skoczyłam i zaczęłam podciągać się rękoma. Justin w tym samym czasie wychylił się i widząc mnie, złapał moje ramiona i pomógł mi. - Dziękuję - szepnęłam i rozejrzałam się. Byliśmy w ciemnym pomieszczeniu, pełnym pudeł. Po kilku minutach pojawił się w oknie Dave, który wskoczył do pokoju i całą trójką mogliśmy pójść do biura tego mężczyzny. Wyszliśmy z pokoju, znaleźliśmy się na wielkim korytarzu, który prowadził prosto do jedynych drzwi - drzwi od biura. Po naszej lewej stronie były schody i szklane barierki. Spojrzałam tam i zauważyłam chłopaków jak sprawnie zabijają kolejnych ochroniarzy. Przełknęłam ślinę i przybliżyłam się do Justina, który szedł pierwszy. Dave wyprzedził nas i delikatnie zapukał do drzwi.
- Proszę! - usłyszeliśmy spokojny krzyk z pozwoleniem by wejść. Dave spojrzał na Justina, który kiwnął mu głową. Chłopak powoli otworzył drzwi, a Justin wyjął broń i uderzył nogą w drzwi rozchylając je na oścież. Wyprostował ręce i z uśmiechem na twarzy podszedł do ofiary. Dave również wyciągnął swoją broń i zrobił to samo co szatyn. W tym momencie w sumie nie za bardzo wiedziałam co mam robić, dlatego postanowiłam stać w drzwiach i przyglądać się poczynaniom chłopaków.
- Devonne, chodź tu do mnie - powiedział Justin i spojrzał na mnie. Zmrużyłam oczy i podeszłam do niego. - Nałóż rękawiczki i wyjmij z mojego plecaka sznurek. Przywiąż nim jego ręce i nogi.
   Kiwnęłam głową i zrobiłam to co mi kazał. Najpierw nałożyłam rękawiczki, a potem wzięłam taśmę i sznurek. Pomyślałam, że przykleję też mu usta. Podeszłam szybko do mężczyzny i chwyciłam jego nadgarstki, które wzięłam na tył krzesła, po czym związałam je tak, by nie mógł nimi ruszyć.
- Proszę, zostawcie mnie! - krzyknął zrozpaczony po raz setny. Miałam go już dosyć, powinien się pogodzić, że zaraz zginie. - Nic nie zrobiłem, przysięgam!
- Stul pysk, frajerze - warknął Justin.- Dev, pośpiesz się.
- Już kończę - mruknęłam i kończyłam zawiązywać mu nogi. Na końcu wzięłam kawałek taśmy i przykleiłam mu usta, dzięki czemu przestał gadać.
- A teraz stań za mną - rozkazał Justin i kiwnął głową bym się pośpieszyła. Szybkim krokiem znalazłam się tuż za Justinem. Podszedł do mężczyzny i przyłożył mu pistolet do skroni.
- To tylko nasza praca, bracie - zaśmiał się i strzelił. Głowa siwiejącego już faceta opadła bezwładnie, a ja poczułam, że nasza akcja właśnie dobiegła końca.
   Emocje powoli opadały, a ja w końcu mogłam spokojnie odetchnąć. Moja pierwsza akcja przebiegła pomyślnie. Zbiegliśmy na dół, gdzie czekali na nas chłopcy. Każdy z każdym przybił sobie piątki, nawet ze mną i poszliśmy do naszych aut, a następnie pośpiesznie stamtąd wyjechaliśmy.
    Dave i Luke wymieniali się tym co przeżyli, każdy ze swojej perspektywy. Justin w skupieniu prowadził swoje auto, a ja wolałam przyglądać się rozmazanym krajobrazom przez okno.
- Dobra robota, Devonne.
   Justin uśmiechnął się w moją stronę, co natychmiast odwzajemniłam. Wow, ktoś docenił mój wkład pracy. I to nie byle kto. Moja praca została doceniona przez Justina Biebera, płatnego zabójcy.
   Czyli nie jest ze mną tak źle?

~*~
od autorki: tutaj werka, chociaż rozdział pisała kinia. mam nadzieję, że wam się podoba, bo od teraz to dopiero zacznie się akcja! buziak

koniecznie tutaj: reachable-point
i koniecznie tutaj: unpredictable