piątek, 20 grudnia 2013

5.

         Nie wiem, ile godzin minęło od momentu kiedy się obudziłam, ale siedziałam na strychu już dostatecznie długo. Było mi zimno, a w brzuchu burczało, jednak nie chciałam nic zrobić. Nie chciałam, a może nie mogłam.
         Ojciec zawsze traktował mnie źle, ale nie byłam przyzwyczajona do aż tak złego traktowania. Ci faceci pomiatali mną jak służącą. Fakt, że jeszcze z żadnym z nich szczerze nie rozmawiałam, ale i tak wiedziałam, że zaraz któryś z nich wpadnie na górę i każe mi sprzątać, bijąc mnie uprzednio po twarzy. Czekałam na to z zamkniętymi oczami.
         Ta cała sytuacja przestała mi się podobać i wręcz marzyłam, by wrócić do domu. Co ja sobie wyobrażałam? Zagubiona dziewczyna, która pragnie zemsty? Że niby co, że niby zabiłabym tych (ilu ich jest? Pięciu? Sześciu?) facetów jednym palcem? Byłam taka śmieszna. Miałam dość.
         Zapragnęłam się stąd wyrwać. Stanąć przed którymś z nich i po prostu powiedzieć "Przepraszam, popełniłam błąd, chyba wrócę do domu" i po prostu wyjść. To było tak bardzo absurdalne... Ale chciałam to zrobić.
         Nagle usłyszałam kroki na schodach. Zadrżałam. A jednak - przyszli mnie zabić.
         Drzwi otworzyły się cicho i spokojnie, jakby ktoś wręcz bał się tego, co zastanie. W progu stanął brunet o dziecięcym wyrazie twarzy. Miał na sobie czarno-białą bejsbolówkę i ciemnoniebieskie dżinsy.
- Cześć - powiedział, wchodząc głębiej. - Jestem Logan.
         Spodziewałam się, że poda mi dłoń, ale tego nie zrobił, więc skinęłam jedynie głową.
         Zabrał spod ściany krzesło i przybliżył je do mnie, siadając tak, że położył sobie łokcie na oparciu.
- Jak się spało?
         Nic nie odpowiedziałam.
- Słyszysz mnie?
         Znowu milczenie.
         Logan westchnął i przejechał sobie dłońmi po twarzy.
- Słuchaj, suko - warknął i przybrał ton głosu na mocniejszy i ostrzejszy - kiedy cię o coś pytam, lepiej mi odpowiadaj, jasne?
         Kiwnęłam szybko głową.
- Jasne? - powtórzył.
- Tak - wymamrotałam. Musiałam chrząknąć przez chrypę w gardle.
         Cholera! To jakiś dzieciak, a ja tak panicznie się bałam!
         Logan uśmiechnął się szeroko. Był przystojny, zresztą chyba jak wszyscy z ich "paczki".
         Przełknęłam ślinę.
- Jesteś głodna? - zapytał. - Chodź, zejdziesz na śniadanie.
         Wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia i wciągnęłam wargi do środka. Jeszcze czego! Nie będę jadła z moimi oprawcami przy jednym stole!
- Dev - mruknął Logan. - Wiesz doskonale, że gdybyś była w domu, zabilibyśmy cię. Ale cię nie było, a teraz nie mamy obowiązku cię zniszczyć. W ogóle nawet tego nie robimy. Zabijamy tylko tych, których musimy zabić. Lecz jeśli się narazisz, chętnie któryś z nas strzeli ci kulką w łeb. Więc co? - wstał i wyciągnął do mnie rękę. - Idziesz?
         Wzięłam głęboki oddech i podniosłam się sama, bez jego pomocy. Bałam się go dotknąć, tak jakby ten czyn miał mnie zabić. Zniszczyć, jak to określił. Kurwa, czy ja jestem w jakiejś grze komputerowej?

Justin

         Siedziałem przy kuchennym stole i bawiłem się płatkami czekoladowymi, które pływały w mleku. Nie miałem na nic ochoty.
         Dave robił sobie tosty, a Luke zajmował miejsce przede mną i uporczywie próbował coś kliknąć na swoim telefonie, lecz chyba mu nie wychodziło przez nieustannie skwaszoną minę.
         Ciągle myślałem o Devonne. Ta dziewczyna kompletnie nie dawała mi spokoju! Dopiero co mówiłem Loganowi o tym, aby nie przyprowadzał tu nikogo, a co sam zrobiłem? Pozwoliłem zostać tu jakiejś suce. Oczywiście, nie wiedziałem, czy naprawdę była suką - tak właściwie okropnie się mnie bała, co nawet mi się podobało. A po drugie uczyniłem to ze względu na mnie. Miałem ochotę jakoś ją sprawdzić, zabawić się z nią. Skoro tak łatwo mogła mi ulec, czemu nie?
- Cześć - usłyszałem za sobą i mimowolnie przekręciłem głowę w tamtym kierunku.
         W progu stał Logan. Wyglądał dość niewinnie, lecz kiedy zobaczyłem, kto jest za nim, kompletnie odebrało mi mowę.
         Devonne była ubrana w szare dresowe spodnie i koszulkę któregoś z nas. Logan pewnie dał jej te ciuchy, zanim te, w których przyjechała wczoraj, nie zostaną jakoś odpowiednio uprane. Ktokolwiek miałby się tym zająć.
- Kogo my tu mamy - westchnąłem. - Co cię skłoniło do łaskawego zejścia na dół?
         Devonne spuściła głowę i zaczęła wpatrywać się w podłogę. Jej ciemne włosy częściowo przysłoniły twarz i miałem niemały problem z odczytaniem jej emocji, ale chyba była speszona i zestresowana.
- Nie martw się nim, to dupek - szepnął cicho Logan i pociągnął Devonne w stronę stołu.
- Lepiej dla ciebie, jeśli więcej razy nie usłyszę nic podobnego - burknąłem i wróciłem do jedzenia śniadania.
         Devonne przeszła obok mnie i na moment wstrzymałem oddech, kiedy poczułem zapach męskiego żelu pod prysznic, którym musiała się umyć. Biedaczka, była skazana na samych facetów. Nie, Bieber, przecież wcale jej nie żałowałeś.
         Usiadła tak, że między nami było jedno krzesło, które - jak się domyśliłem - zajął Logan.
         Luke odłożył komórkę i oparł głowę na nadgarstkach, gapiąc się na Devonne. Usiłowałem nie wybuchnąć śmiechem. Wiedziałem, że robi to specjalnie, by tylko ją jakoś wystraszyć.
         Spojrzałem na dziewczynę kątem oka i przyłapałem ją na wpatrywaniu się we mnie. Szybko odwróciła wzrok, a ja zachichotałem. Była taka... normalna. Zupełnie tu nie pasowała. Ale co mogłem zrobić? Przecież nie wypuszczę jej stąd, jakby nigdy nic. Nie mogę nas tak narazić.
- Justin, kiedy ostatnio byłeś na deskorolce?
         Uniosłem głowę. Dave stał za krzesłem Luke'a i skrzyżował ręce na piersi.
- Dawno - mruknąłem. - A chcesz wyskoczyć?
- Ej, my też chcemy! - zakomunikował Logan.
         Dave zachichotał.
- Możemy pójść wszyscy.
- A co z... - Luke spojrzał wymownie na Devonne.
         Dziewczyna nerwowo chrząknęła.
- Mogę zostać tutaj.
         Wszyscy, jak jeden mąż, nagle parsknęliśmy śmiechem.
         Wstałem z miejsca i włożyłem miskę do zlewu. Podszedłem od tyłu do Devonne i położyłem jej dłonie na ramionach. Nachyliłem się nieco i wyszeptałem do jej ucha:
- Chyba śnisz, skarbie. Jedziesz z nami.
         Zadrżała pod wpływem mojego ciepłego oddechu. Uśmiechnąłem się pod nosem i zerknąłem na chłopaków. Chcieli się roześmiać, ale musieli zachować powagę.
         Poszedłem na górę. W drodze do własnego pokoju zdjąłem koszulkę, w której spałem i rzuciłem ją na podłogę. Pchnąłem drzwi i wyjąłem z szafki świeże ciuchy.
         Lubiłem swój pokój. Duże łóżko, małe biurko potrzebne jedynie do trzymania tam planów zabójstw, szerokie okno, przez które widziałem panoramę Dallas. Kochałem tu przebywać, bo jedynie tutaj mogłem być sam ze sobą, rozmyślać, przeglądać różne strony na laptopie lub po prostu spać.
         Chwyciłem dżinsy i szarą koszulkę, po czym poszedłem pod prysznic. Kiedy się umyłem, przeczesałem ręką włosy. Wyszykowany, zabrałem spod ściany ulubioną deskorolkę i zbiegłem na dół, przeskakując co dwa schodki. Uwielbiałem jeździć na desce, potrzebowałem się wyszaleć.
         Jednak mina mi zrzedła, gdy zobaczyłem Devonne i resztę. Kompletnie zapomniałem już, że zabieramy ją ze sobą.


Devonne's POV

         Cholera, ile razy jeszcze obrzucę się w myślach obelgami, za to, że przyjechałam tu z nimi? Chyba milion. Tak bardzo siebie nienawidziłam.
         Justin wpakował się ze mną na tylne siedzenie. Siedziałam między nim, a Loganem. Prowadził Dave, a Luke siedział obok. Reszta chłopaków jechała drugim samochodem tuż za nami.
Logan spoglądał na mnie i uśmiechał się sympatycznie. Bardzo go polubiłam. Wydawał mi się taki normalny i miły.
         Justin zachichotał kilka razy, gdy kładł mi dłoń na udzie. Bawiło go to? Najwyraźniej. Niestety, ten chłopak miał coś w sobie. Ciągle robił mi na złość, ale nieustannie wyglądał seksownie i nie mogłam się oprzeć jego wyglądowi.
         Dojechaliśmy na jakieś boisko. Nigdy wcześniej tu nie byłam, a przecież zawsze wydawało mi się, że znam Dallas doskonale. Kiedy wysiedliśmy, chciałam iść z tyłu, żeby ewentualnie uciec, ale oni nie byli tacy głupi.
- Lepiej idź przede mną - szepnął Justin.  - Mam ochotę popatrzeć się na twój tyłek.
         Wywróciłam oczami. Jeszcze gdyby mój tyłek jakoś wyglądał w tych dresach. Ale posłuchałam go. I tak już byłam na straconej pozycji.
         Za boiskiem do kosza znajdowała się sporej wielkości rampa. Chłopaki rzucili plecaki na trawę i wręcz pobiegli w tamtym kierunku. Nie mogłam uwierzyć, że to ci sami, którzy zabili mi rodzinę.
Wiedząc, że po pierwsze nie umiem jeździć, a po drugie do jazdy nie miałam najmniejszego nastroju, kucnęłam na trawie, po chwili całkiem siadając. Położyłam łokcie na kolanach, a głowę oparłam o nadgarstki.
         Justin wskoczył na deskę i naparł na nią swoim ciałem, po czym zjechał na dół. Odbił się i okręcił wokół własnej osi. Wytrzeszczyłam oczy ze zdumienia. On naprawdę świetnie jeździł. Byłam zachwycona. Patrzyłam tylko na niego, chociaż reszta też wiedziała, co robi. Justin jeździł z jednej strony na drugą, a ja tylko kiwałam głową, niemalże go podziwiając. Nagle wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął go przeglądać. Wyprostowałam się błyskawicznie. Że co proszę?! To chyba jakieś żarty.
- Chcesz pojeździć? - usłyszałam i aż podskoczyłam. Stał nade mną nie kto inny, a Logan.
         W ogóle nie pasował mi do tej paczki. Wszyscy byli tu tacy okropni i nieczuli, a on sprawiał wrażenie szukającego przygód w domku na drzewie małego chłopczyka.
- Nie, dzięki - odparłam po chwili.
- Może jednak? - ewidentnie mu zależało. 
         Westchnęłam głośno i się uśmiechnęłam, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, zza pleców Logana wyszedł Justin.
- Spadaj - warknął, na co Logan cicho zasyczał, ale potulnie oddalił się w kierunku reszty.
         Justin podniósł dół swojej koszulki do góry, by móc obetrzeć pot z twarzy. Kiedy to robił, zobaczyłam niechcący dolną część jego brzucha i nie mogąc się kontrolować, spłonęłam rumieńcem.          Natychmiast odwróciłam wzrok. Cholera, co to była za rzeźba!
         Justin usiadł obok mnie i skrzyżował nogi w kolanach.
- Umiesz jeździć? - spytał, kiwnięciem głowy wskazując na deskorolkę.
- Niezbyt.
         Zmrużył oczy.
- No tak, czego innego mógłbym się spodziewać.
- Że co proszę? - spojrzałam na niego zaskoczona. - Wyglądam na jakąś nieudolną?
         Justin zachichotał.
- Wyglądasz tak, jakbyś nie została stworzona do większych celów.
- Dla ciebie życiowym celem jest jazda na desce?
- Ja przynajmniej to potrafię - burknął.
         Jęknęłam w duchu. Minuta rozmowy, a ja już miałam go serdecznie dość.
- To mnie naucz - skrzyżowałam ręce na piersiach.
         Dopiero kiedy wypowiedziałam te słowa, mocno tego pożałowałam. Ugryzłam się w język, przeklinając w duchu. Dlaczego byłam aż taką idiotką?
         Justin zerknął na mnie zaskoczony, po czym szybko poderwał się z miejsca i wyciągnął do mnie prawą dłoń.
- Fajnie będzie popatrzeć, jak się przewracasz - parsknął śmiechem.
- Żartowałam - warknęłam. - Nigdzie nie idę.
         Spochmurniał i nachylił się błyskawicznie tak, że nasze twarze dzieliły dosłownie centymetry.
- Jeśli coś mówisz, to trzymaj się tego, szmato - powiedział ostrym tonem. - Więc teraz nie rób scen, tylko łaskawie wstań, albo sam cię podniosę i wtedy już nie będzie tak przyjemnie.
         Co mogłam zrobić? Wstałam potulnie, ponieważ po prostu cholernie bałam się tego faceta. Był straszny. On i Dave najbardziej mnie przerażali.
         Justin uśmiechnął się i zaprowadził mnie na szczyt rampy. Z tej perspektywy wszystko wyglądało inaczej. Byłam tak wysoko! Już zbierało mi się na wymioty.
- Nie - pokiwałam energicznie głową. - Nigdy w życiu. Nie, nie, nie!
         Justin chwycił za moje ramiona.
- Uspokój się, przecież cię nie zepchnę. Na początku stań na desce i poćwiczymy tu, na górze.
         Przełknęłam ślinę. Justin przytrzymał między stopami deskorolkę, by się nie ruszała, a rękami pomógł mi na niej stanąć.
         Moje dłonie powędrowały do jego bicepsów i zanim się zorientowałam, ze strachu zacisnęłam na nich swoje palce. Wątpię, by cokolwiek poczuł, ponieważ jego mięśnie były bardzo rozległe.
- Justin, chcę zejść... - jęknęłam.
         Zamiast odpowiedzi, pociągnął mnie w bok, na co zaczęłam jechać. Ciągle patrzyłam w dół i cała drżałam.
- Wyciągnij jedną nogę i odepchnij się - nakazał, a ja, upewniając się, że wciąż mnie trzyma, spełniłam jego rozkaz. - Dobrze - skomentował od razu. - To teraz zjedziesz z rampy.
- Już?! - pisnęłam i rozejrzałam się dookoła. Chłopaki jeździli w najlepsze i w ogóle się nami nie przejmowali. Może to i lepiej.
- Już - Justin kiwnął głową i pomachał ręką na Luke'a. - Stary, zwolnij na chwilę!
         Chłopak podjechał do nas, a Justin wziął jego deskorolkę, jakby nigdy nic. Stanęliśmy obok siebie na samym rogu rampy.
- Nie wiem, czy to dobry... - zaczęłam, ale Justin tylko pokręcił głową.
- Zamknij się - warknął. - Teraz stań po prostu na desce i zjedź na dół. Gdybyś miała zginąć, jestem tu obok.
         Powiedział to tak obojętnie, że natychmiast wszystkiego mi się odechciało.
         Mimowolnie chwyciłam jego dłoń. Wywrócił oczami, ale splótł nasze palce. Serce zaczęło mi szybciej bić. Co ja wyprawiałam?
         I właśnie tak zjechaliśmy na dół. Ramię w ramię, ręka w rękę. Zaczęłam piszczeć i kiedy naprawdę zorientowałam się, że zaraz znowu musimy wjechać na górę, potem ponownie na dół i tak bez końca, straciłam panowanie nad nogami. Mniej więcej w połowie, zamachnęłam się tak, że wjechałam w deskorolkę Justina i krzyknęłam, kiedy oboje się przewróciliśmy. Upadłam na plecy, mocno je obijając, a Justin poleciał w przeciwnym kierunku.
- Kurwa! - jęknął. - Pizdo, chciałaś, żebym się rozjebał, tak?!
         Cudowne słownictwo, proszę pana. Kiedy mam już zacząć bić brawo?
         Podniosłam się z ziemi, kuląc się z bólu na całej długości kręgosłupa.
- Nie przejmuj się, nic mi nie jest - burknęłam.
- Mam w dupie, co ci jest - rzucił, uderzając deskorolką Luke'a o jego własną. - Jadę do domu. Zniszczyłaś mi całą zabawę.
         Cholera jasna! Jak bardzo nienawidziłam tego człowieka?

~*~
Od Autorki: kochani, chciałam jak najszybciej dodać rozdział. chyba się wam podoba, prawda? teraz dopiero zaczęła się zabawa.
razem z kinią chciałyśmy wam życzyć spokojnych i wesołych świąt, spędzonych w rodzinnej atmosferze, wielu prezentów no i spełnienia marzeń w nadchodzącym roku. // cojawera


Czytasz = komentujesz

24 komentarze:

  1. IDEALNE!!! CZEKAM NA KOLEJNE, WZAJEMNIE!

    OdpowiedzUsuń
  2. swietny rozdzial ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Justin to chuj xd
    Ale i tak go kocham < 3
    Wam też życzę Spokojnych i Wesołych Świąt, oraz tych Wymarzonych prezentów, co nie ? : D
    Do Następnego ! : D
    + Dziękuje za kolejny rozdział * , *

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział ! dijgfebhjdfbhs a końcówka wprost zajebista ! <333 nie mogę się doczekać następnego. ;) i Wam też życze wesołych świąt i spełnienia marzeń. xx

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jest świetny!!! Wam też życzę Wesołych Świąt i spełnienia marzeń <333 ;*
    @_MrsSwagger69
    Xoxo

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdzual swietny !! :* wam rowniez wesolych swiat :* - @beelieve_in_you

    OdpowiedzUsuń
  7. fajny x
    wesolych:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham to @fancybiebr

    OdpowiedzUsuń
  9. no i co to bedzie z nimi dalej? a co z nią bo tak szybko to jej nie wypuszczą

    OdpowiedzUsuń
  10. To jest super, opowiadanie na prawdę mi się podoba :) I oczywiście życzę Wam Wesołych Świąt i stosu prezentów pod choinką. i jeszcze weny na kolejne rozdziały!

    OdpowiedzUsuń
  11. Yaaay kocham to <3 juz nie miglam sie doczekac tego rozdzialu *.* to opowiadanie jest boskie !!

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział! Już nie mogę się doczekać następnego *.*

    OdpowiedzUsuń
  13. Fajnie, że nie jest on taki milutki. Czekam na następny <3

    OdpowiedzUsuń
  14. Ale pojeb z Justina .Ale rozdzial BOSKI ;**

    OdpowiedzUsuń
  15. OMG!!! Ciekawe co się stanie ;D
    Kikka

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetne opowiadanie, dzięki za umilenie mi świąt :* Wesołych Świąt

    OdpowiedzUsuń
  17. Boski nie mogę się doczekac nn <3

    OdpowiedzUsuń
  18. chce juz kolejny

    OdpowiedzUsuń
  19. nie mogę się doczekać aż akcja się rozwinie, niesamowita fabuła, naprawdę ♥

    OdpowiedzUsuń